Archeologia Zalewu Szczecińskiego cz. 2

Ostatnio zajmowaliśmy się współczesnymi (i trochę też przyszłymi) brzegami Zalewu, a przede wszystkim tym, jak trudno jednoznacznie o nich mówić. Dziś zrobimy krok w przeszłość – w końcu zajmowanie się archeologią trochę do tego zobowiązuje. Budowa wałów wokół Zalewu determinuje jego zarys przez ostatnie 100, może 150 lat. To dużo, ale przecież archeologia sięga tysięcy lat w przeszłość. Jak wówczas wyglądał Zalew?

Jeśli sięgnąć naprawdę daleko wstecz, to wygląda na to, że nie wyglądał w ogóle. Zalew jest dosyć młodym zbiornikiem, i – wbrew pozorom – wcale nie jest związany z ujściem Odry do morza. Brzmi dziwnie, ale ustalenia kolegów – geografów są jednoznaczne. Zalew Szczeciński jest efektem wlewu podnoszących się wód morskich w głąb lądu. U progu holocenu mapa naszego regionu wyglądała mniej więcej tak:

Dolina Odry we wczesnym holocenie, za: Duda T. 2013, s. 131, rys. 66 A, B.

Jeśli przyjrzeć się uważnie, widzimy kontury obecnego Jeziora Dąbie, Zalewu Szczecińskiego, Wyspy Wolin oraz brzegu morza. Nie widzimy jednak ani jeziora, ani Zalewu, wyspy czy morza – na tym etapie Bałtyk był zbiornikiem słodkowodnym (a później znów morzem), którego południowe brzegi przebiegały kilkadziesiąt kilometrów dalej niż obecnie.   

No dobrze, ale co to ma wspólnego z archeologią? Bardzo dużo… Zalanie niecki Zalewu Szczecińskiego datuje się ok. 6.250 BP (skąd taka dokładna data – o tym później). To daje dobre 3 tysiące lat, w czasie których obszar nad rzeką mógł być (i był) eksploatowany przez człowieka.

Jest mnóstwo powodów, dla których miejscówka nad rzeką była wówczas atrakcyjna. Połów ryb, polowanie na ptactwo wodne, zbieractwo wodnych roślin jadalnych (czy wiecie, jak wiele ich jest? i jakie są smaczne?), możliwość łatwego przemieszczania się w łodziach-dłubankach –  to tylko niektóre z korzyści dostępnych w takim miejscu. Nie dziwi więc, że osadnictwo w tej strefie było bardzo intensywne. W konsekwencji podobnie bogate są jego pozostałości. Pozostaje je tylko znaleźć 🙂

Łatwo powiedzieć – znaleźć….  Poszukiwanie czegokolwiek w wodzie jest dosyć trudne. Oczywiście można zanurkować, i oczywiście robimy to. Problemem, z którym trzeba się przy tym mierzyć, jest widoczność pod wodą. A konkretnie to jej brak.

Zakwit potrafi pozbawić wody Zalewu jakiejkolwiek przejrzystości… widok za burtą naszego uniwersyteckiego kutra.

W sezonie letnim – wówczas, gdy badania podwodne byłyby najłatwiejsze – woda w Zalewie bardzo często silnie zakwita stając się nieprzyjemna, a nawet niezdrowa w bezpośrednim kontakcie. Tak naprawdę więc pozostaje nam kilka tygodni wiosną i ewentualnie jesień.

Ostatnia narada zakończona wyznaczeniem jedynie słusznego kierunku. Tam musi być jakaś cywilizacja… albo jej pozostałości.

Poza nurkowaniem – o którym więcej w kolejnym odcinku – naszą specjalnością jest również chodzenie po wodzie. Przynajmniej tam, gdzie jest płytko ;). Jest sporo miejsca na takie spacery, jeśli zauważyć, że ponad 23% powierzchni Zalewu posiada głębokość poniżej 2 metrów, z czego prawie 7 % ma mniej niż 1 metr. Poszukujemy więc starych (lądowych) form terenu, a także pozostałości konstrukcji wzniesionych przez człowieka, obecnie znajdujących się na takich właśnie płyciznach.

W poszukiwaniu zalanego „czegoś”.

Brodzenie po płyciznach może być bardzo skuteczne, jeśli poszukiwać wszystkiego tego, co choć trochę wystaje ponad powierzchnię dna. Ale nie bylibyśmy naukowcami, gdybyśmy nie próbowali czegoś bardziej złożonego. Np. georadaru, który może nam zobrazować struktury zalegające nie tyle pod wodą, ile poniżej powierzchni dna.

Badania georadarowe na wodzie i przykładowy profil struktur ujawnionych poniżej poziomu dna.

Tam, gdzie jest nieco głębiej, sięgamy po inne metody prospekcji – takie jak sonar boczny czy subbotom profiler. To dosyć skomplikowane urządzenia, dzięki którym możemy obejrzeć powierzchnię dna (i wszystko, co na niej się znajduje), albo „zajrzeć”  jeszcze głębiej – do struktur geologicznych podścielających dno. To one tworzą konteksty zalegania zabytków archeologicznych.

Badania sonarowe początkowo wykonywaliśmy we współpracy z Akademią Morską w Szczecinie, a od pewnego czasu próbujemy sobie radzić z tym sami.
Jeden z wielu wraków zalegających w Zalewie Szczecińskim – ten akurat raczej mały i dosyć współczesny, ale i tak ucieszył odkrywców.

Wszystko to – i jeszcze więcej – jest dla nas źródłem informacji, dzięki którym możemy naprawdę skupić naszą uwagę (i wysiłek) w konkretnych miejscach, gdzie szanse na znalezienie czegoś fenomenalnego są największe. Czego, jak i gdzie – o tym będzie następny odcinek  🙂

(tekst i zdjęcia: P. Krajewski)