O grobie Haralda Sinozębego, czyli dlaczego nie należy nic przyjmować na wiarę

W ciągu ostatnich dwóch dni przez chyba wszystkie media w Polsce przetoczyła się ekstatyczna fala tytułów (oraz artykułów, doniesień czy notatek) anonsujących odkrycie w Polsce (a dokładnie: w Wiejkowie koło Wolina) grobu wikińskiego króla. Jako że pochówków królewskich na Pomorzu Zachodnim zbyt wielu nie mamy, tematu zlekceważyć nie można.

Cóż zatem wiemy?

Kilka lat temu zamieszkująca w Malmö prawnuczka weterana II wojny światowej skojarzyła drobiazg z babcinego pudełka z guzikami z opowieściami nauczyciela historii w szkole, w efekcie czego świat nauki poznał tzw. Curmsun Disc. To niewielki artefakt wykonany ze złota (acz z licznymi domieszkami), zaopatrzony w inskrypcję odnoszącą się do króla Danii, Haralda Sinozębego. Zabytek ten został poddany analizie metalograficznej, przyjrzano się również samej inskrypcji i jej zapisowi; wynikające z nich konkluzje zdaniem autorów pozwalają uznać zabytek za oryginalny (a w każdym razie podejrzenie o fałszerstwo czynią mało prawdopodobnym).

Skąd jednak Wiejkowo? Otóż zgodnie z przekazem rodzinnym artefakt (wraz z kilka innymi zabytkami) został znaleziony w 1945 r. i „pozyskany” przez jednego z żołnierzy polskich, mjra Sielskiego. Znalezisko dokonane zostało w „jakiejś krypcie nieopodal kościoła w Wiejkowie” właśnie.
A skąd grób? Grób – a raczej kurhan – został rozpoznany dzięki lotniczemu skaningowi laserowemu (tzw. lidar), o czym donosi odkrywca, p. Marek Kydra.

W doniesieniach pojawiły się również stwierdzenia, że obiekt ten był odkryty dzięki „analizie zdjęć satelitarnych”, „skanowaniu satelitarnemu”, czy też w końcu, że lidar przenika przez powierzchnię ziemi, co jest czystym nonsensem. 

Odkrycie grobu Haralda Sinozębego byłoby nie lada sensacją, zanim jednak poniesie nas euforia, wypada sięgnąć do tego, co w nauce najważniejsze, a więc do analizy krytycznej. Jest ona tym bardziej potrzebna, gdyż przedstawiona droga wnioskowania wydaje się co najmniej niespójna. Spójrzmy więc na jej kolejne etapy, które umownie można określić następująco: artefakt – Wiejkowo – krypta – kurhan z pochówkiem Haralda Sinozębego.

Artefakt
W tym wywodzie należy pozostawić kwestię autentyczności artefaktu. Jak wspomniano, interpretacje wyników badań metaloznawczych, jak i analiz lingwistycznych mogą wskazywać, że jest to istotnie zabytek z X wieku, choć już prof. Urbańczyk ma zdanie na ten temat odmienne. Przyjmijmy tymczasem, że istotnie mamy do czynienia z zabytkiem związanym z Haraldem Sinozębym. Byłby to obiekt interesujący tym bardziej, że prawdopodobnie pochodzi z Pomorza Zachodniego. Musimy jednak pamiętać, iż miejsce, w którym przedmiot został znaleziony (nota bene ponownie – jego pierwsze odkrycie miało nastąpić w 1841 roku), nie musi być tożsame z miejscem, w którym pierwotnie został zdeponowany. I tutaj przechodzimy do etapu drugiego.

Wiejkowo
Pierwsza informacja o wsi pochodzi z 1299 roku i mówi o dwóch osadach: niemieckiej „Weykow Teutonicum” i słowiańskiej „Slavico Weykow”. Mamy więc dane z końca XIII w., które wpisują się w szerszą historię osadnictwa niemieckiego na Pomorzu Zachodnim, wraz z typowym dla niej założeniem przestrzennym – wsią owalnicową. Jednak kościół p.w. Niepokalanego Poczęcia NM Panny jest zdecydowanie późniejszy – to konstrukcja neogotycka, wzniesiona w 1842 roku. Obiekt ten powstał na miejscu starszej kaplicy, którą zbudowano w latach 1758-71, a która spłonęła w 1840 roku. Kościół nie posiada krypt ani piwnic.

Zatrzymajmy się w tym miejscu. Wiejkowo w opowieści o grobie Haralda jest bardzo ważne, gdyż ma wskazywać jego lokalizację. Jednak sama wieś jest znacznie młodsza – od czasów Haralda dzieli ją co najmniej 250 lat. Jeszcze młodszy jest kościół; w tym przypadku ważniejsze od jego datowania jest to, że nie posiada on krypty. Krypta bowiem – gdyby istniała – mogłaby być jedynym zachowanym elementem jakiejś starszej świątyni, co byłoby jakimś punktem zaczepienia w historii wiążącej to miejsce z aktem królewskiego pogrzebu. Trzeba jednak pamiętać, że pogrzeb ów (gdziekolwiek się nie odbył) miał miejsce w końcu X wieku. Jeśli więc milcząco zakładać, iż towarzyszący mu ceremoniał odpowiadał rytowi chrześcijańskiemu, to jednocześnie musimy przyjąć, że wiara ta była żywa i praktykowana w Wiejkowie (a raczej wśród mieszkańców osady słowiańskiej położonej nieopodal obecnej wsi) w stopniu naprawdę przekonującym. Twierdzenie to oczywiście nie ma racji bytu, jeśli zważyć, że epizod biskupstwa w Kołobrzegu na początku XI wieku okazał się niepowodzeniem, a prawdziwe misje niosące chrześcijaństwo w głąb pogańskiego interioru Pomorza Zachodniego to dopiero wiek XII. Zatem żaden kościół w Wiejkowie nie może mieć nic wspólnego z pochówkiem Haralda Sinozębego.

Czy to znaczy, że przekaz rodzinny o okolicznościach znalezienia zabytku kłamie? Niekoniecznie. W Wiejkowie zlokalizowane jest założenie folwarczne wraz z pałacem, który posiadał kondygnację piwniczną. Niezależnie od tego można się spodziewać, że wśród zabudowań gospodarczych mogą występować jakieś wolno stojące piwnice czy lodownie. Obiekty tego rodzaju w ferworze przygotowań na nadchodzący w 1944/45 roku front mogły być zaadoptowane do przechowywania rzeczy wszelakich, tak więc znalezienie tam jakiegoś zbioru artefaktów archeologicznych nie musi być z góry wykluczone.

Tutaj przechodzimy do kolejnego wątku, nad którym warto się zastanowić. Wolin budził zainteresowanie archeologów od bardzo dawna – w tym roku obchodzić będziemy 140. rocznicę podjęcia tam prac wykopaliskowych. Jednak tak jak bogactwo przeszłości nie ogranicza się do samego Wolina, tak zainteresowanie nią nie było domeną wyłącznie archeologów. Intensywna działalność przedwojennego Gesellschaft für Pommersche Geschichte und Altertumskunde (Towarzystwa Historii Pomorza i Starożytności) propagowała wiedzę o archeologii – także na poziomie bardzo praktycznym. Efektem tego były np. liczne doniesienia o znaleziskach przypadkowych, które spływały do szczecińskiego Pommersches Landesmusem, ale i aktywność lokalnych pasjonatów historii. W ten sposób powstawały lokalne i prywatne kolekcje zabytków. Przed wojną zbiór taki funkcjonował w np. w nieodległej od Wiejkowa wsi Laska, znajdując się pod opieką nauczyciela z miejscowej szkoły.

Symptomatyczny jest przypadek pastora Streckera z również pobliskiego Wrzosowa, który zabytki archeologiczne gromadził na przestrzeni co najmniej 30 lat – począwszy od lat 40. XIX wieku. Losy jego kolekcji są typowe nie tylko dla okresu przedwojennego: oto zbiór artefaktów, o których właściciel-amator wie wszystko i pamięta każdy szczegół, po jego śmierci trafia do muzeum – odarty z większości (lub wszystkich) fundamentalnych informacji. Nie wiadomo, skąd dany zabytek pochodzi, kiedy i w jakim kontekście został znaleziony, co oprócz niego tam występowało itd. Pozostawiając lamenty nad przemieszaną zawartością skrzyń Streckera Kerstenowi, Eggersowi czy Kostrzewskiemu trzeba zauważyć, że pasja zbieractwa fantów archeologicznych nie była na tym terenie wyjątkowa. Nie można zatem wykluczyć, że zabytki znalezione przez mjra Sielskiego były elementem takiej właśnie amatorskiej kolekcji, na czas zbliżającego się frontu schowanej w jakiejś piwnicy czy lodowni na terenie folwarku. Przyjęcie tej hipotezy osłabia związek postulowanego pochówku Haralda z Wiejkowem – Curmsun Disc mógł być znaleziony gdzieś w bliższej czy dalszej okolicy, zaś Wiejkowo było tylko miejscem, do którego po znalezieniu trafił.

Kurhan
Wreszcie ostatni element – kurhan. Od kilku lat tzw. archeologia nieinwazyjna dokonuje spektakularnych odkryć, których znaczna część jest efektem analizy zobrazowań lidarowych. Zobrazowania te są powszechnie dostępne w internecie, zatem każdy może zostać odkrywcą grodziska czy kurhanu. A przynajmniej czegoś, co kurhan przypomina. W przypadku Wiejkowa to zresztą może być prawdziwy kurhan. Co ważne – jeden z wielu w tej okolicy. Równie dobrze jednak może to być wyniesienie powstałe w wyniku długotrwałego użytkowania cmentarza – bardzo charakterystyczny i typowy element topografii tysięcy polskich wsi. We wspomnianym już Wrzosowie znane jest całe cmentarzysko kurhanowe (co prawda starsze, bo z epoki brązu), zaś archiwalia donoszą o wielu innych kopcach i nasypach (datowanych od neolitu po wczesne średniowiecze), które niestety nie ostały się niszczycielskiej sile rolniczego pługa i brony. Nie ma więc potrzeby negować istnienia jakiegoś kurhanu w Wiejkowie. Problem – ostatni z całej serii – polega na tym, że nie sposób powiedzieć, dlaczego ma to być grób Haralda Sinozębego.

Konkludując: jako archeolog bardzo bym chciał, aby pochówek Haralda Sinozębego został odkryty na Pomorzu Zachodnim. Spodziewałbym się przy tym, że będzie dorównywać królewskim grobowcom ze Starej Uppsali. Tymczasem jednak obawiam się, że w Wiejkowie znajdujemy sporo nadmiernych uproszczeń oraz elementy sezonu ogórkowego i marketingu pewnej świeżo wydanej książki…

(tekst: dr P. Krajewski)