Archeologia podwodna bez kompromisów, za to z włóknem szklanym w tle

Parafrazując emblematyczny tytuł książki Józefa Kisielewskiego można powiedzieć, że „woda gromadzi wraki” – szacuje się przecież, że 90% wszystkiego, co człowiek kiedykolwiek zbudował, aby poruszać się po wodzie, w końcu spoczęło na dnie. A więc spora część nadal czeka na odkrycie…

Trzeba jednak pamiętać, że archeologia jako nauka – także i ta podwodna – nie istnieje bez odpowiedzialności za przedmiot badań w sensie materialnym. Czy wiedząc o jakimś odkryciu można pozostawić je wiedząc, że jest narażone na zniszczenie? Odpowiedź może być tylko jedna, i to niezależnie od okoliczności.

Badania podwodne odrzańskich wraków (nie tylko obiektów pływających) przedstawione zostały już wcześniej. Tym razem zespół niżej podpisanych przeniósł się na Dziwnę, której „potencjał archeologiczny” może definiować Wolin czy Kamień Pomorski, i który potwierdzają znane z historii znaleziska wraków łodzi. Dlaczego więc nie dopisać kolejnych odkryć do tej listy?

Początkiem tej historii są niestrudzone poszukiwania z sonarem, prowadzone przez dra Piotra Malińskiego. Jakkolwiek kajak może kojarzyć się przede wszystkim z rekreacją na wodzie, to bywa niezastąpiony w ekologicznym poruszaniu się po wszelkich płyciznach czy zatoczkach, do których nic większego wpłynąć nie może. No i jakie rezultaty przynosi…

Tym razem pierwszy efekt pojawił się na sonogramie wykonanym wczesną jesienią. Niestety z przyczyn niezależnych weryfikacja tego odkrycia przesuwała się w czasie. Jednocześnie narastała determinacja do tego, aby sprawy nie pozostawiać do wiosny – potencjalny wrak zalegał w miejscu, gdzie wysoka woda albo sztorm, czy też wczesnowiosenny pochód lodu mogły wyrządzić niepowetowane szkody. Pozostało tylko czekać na korzystny splot wszystkich okoliczności, które pozwoliłyby na przyjazd na miejsce i wejście do wody.

Czekaliśmy zatem cierpliwie, i tylko zima nie chciała czekać, wobec czego nasze ostatnie zejście na (i pod) wodę miało niecodzienny charakter. Na tę okoliczność kajak ekspedycji zyskał miano lodołamacza o napędzie ręcznym „Krasin II”

Jak wynikało z pierwszego rozpoznania, wrak (lub jego fragment) zalegał na głębokości 1,0-1,2 m. Ustalono zatem, że do jego weryfikacji wystarczy zanurzenie w zwykłej masce do snorkelingu; rozwiązanie takie było znacznie prostsze od zejścia na dno z aparatem oddechowym. Tutaj uwaga techniczna: jakkolwiek nurkowanie w wodzie o głębokości 1,2 m może wydawać się komiczne, to czasami – przy przygotowaniu i sporządzaniu dokumentacji znaleziska in situ, jego oczyszczaniu itd. – bywa konieczne. Tym razem jednak chodziło o weryfikację i wstępne rozpoznanie obiektu, co jest możliwe w serii kilkudziesięciosekundowych zanurzeń.

 

Czas na opis efektów…

Potencjalne oczekiwania co do wyników weryfikacji mogły być spore. Podczas rejestracji tego odkrycia stwierdzono, iż nie jest to fragment łodzi klepkowej, zaś widoczny fragment jest intensywnie skolonizowany przez glony i małże. Brzmi prawie jak dłubanka, prawda? I w tym momencie można puścić wodze fantazji i przywołać znaleziska z neolitu albo i starsze, bo przecież dlaczego nie 😉

No to należy stwierdzić, że – patrząc od strony metodycznej – ekspedycja odniosła pełny sukces. Bez wątpienia znaleziony został wrak. Tak konkretnie to fragment wraku. A w ogóle to nikt wcześniej nie wiedział, że w tym miejscu leży kawał laminatowego poszycia jakiejś absolutnie współczesnej łódki, więc odkrycie i tak się liczy 😀


Tak bardziej serio to nie wydaje się, aby ta wyprawa była zupełnie nieudana. Paradoksalnie, poszukiwania podwodne na płyciznach są technicznie trudniejsze niż na głębszej wodzie. Ów nieszczęsny płat laminatu dowodzi znakomitej skuteczności stosowanego przez nas sprzętu echolokacyjnego, a także poprawności interpretacji uzyskanych zobrazowań. To dobrze rokuje na przyszłość, zatem spodziewajcie się kolejnych doniesień o nowych odkryciach…

tekst i zdjęcia:
dr Przemysław Krajewski,
dr Piotr Maliński